Przejdź do treści

Kolejny spacer po lesie – zdjęcie pochodzi oczywiście z archiwum, zostało zrobione w styczniu. Nietypowe były tu okoliczności, temperatura wybitnie zimowa, lekka warstewka śniegu na leśnym poszyciu i ciekawe światło słoneczne, które aż prosiło, żeby stanąć mu na wprost.
Errata po kilku dniach – uznałem, że czarno-białe zdjęcie lepiej oddaje nastrój owego popołudnia.

Te wyposażone w przedziwne oczy ptaki wodne są niezwykle spostrzegawcze i szalenie płochliwe. Podchodzenie ich było jak zabawa w berka, szedłem brzegiem długiego i wąskiego jeziorka leśnego, one – póki mogły – starały się oddalić płynąc. Nic nie pomagało moje chowanie się za przybrzeżnymi drzewami. Gdy gągoły dopływały do końca zbiornika wodnego, orientowały się, że są w pułapce. Nie czekając na nic podrywały się do lotu i przefruwały na środek jeziorka. Ja znowu próbowałem się zbliżyć, one odpływały, potem w powietrze – i tak jeszcze 3 razy.

Było ponure, szare listopadowe przedpołudnie na pojezierzu brodnickim. Zero światła, za to klimat niezwykle spokojny. Byłem mocno zaskoczony widokiem człowieka w łodzi wiosłowej, choć przecież szukał na pewno tego samego co ja – spokoju i bliskiego kontaktu z naturą, tyle że od strony wody.
P.S. Po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że kolor kompletnie nic nie wnosi do tego zdjęcia, a wręcz zakłóca to, co wydaje mi się w nim najważniejsze. Dokonałem więc małej obróbki, redukując paletę do czerni i bieli.

Pierwsze z kilku dobrych zdjęć, jakie udało mi się zrobić dzięki temu, że znajomy zaprowadził mnie we właściwe, dobrze mu znane rejony okolic Kampinosu. Staraliśmy się nie rzucać w oczy, idąc tuż za granicą lasu otaczającego rozległą łąkę. Niesamowite odgłosy wydawane przez żurawie słyszeliśmy od dłuższego czasu. W końcu mój przewodnik uznał, że być może jakaś grupa jest na ziemi – i jako doświadczony obserwator przyrody – nie mylił się. Albo nas nie zauważyły albo im nasza obecność nie przeszkadzała. W sposób absolutnie spokojny paradowały przed nami przez kilka minut, tyle że przestały wydawać odgłosy. W końcu schowały się za kępą krzaków.

To zdjęcie to naturalnie totalna ściema ze zmanipulowaną głębią ostrości. Okoliczności powstania oczywiście były przecudne, białowieskie mokradła w świetle popołudniowego słońca wyglądały niezwykle malowniczo, a ja pokonywałem kolejne kilometry, sięgając na zmianę po zoom szerokokątny i obiektyw mocno przybliżający.

Zdjęcie, choć technicznie dalekie od ideału, powstało w bardzo przyjemnych okolicznościach. Najpierw, jeszcze po ciemku, przeszedłem kilka kilometrów, aby dotrzeć do upatrzonej polany, Dopiero szarzało, gdy usiadłem na moim przenośnym trójnożnym krzesełku. Przykryłem się siatką maskującą i czekałem. Nie musiałem czekać długo, po ok. godzinie zobaczyłem wystające zza krzaków uszy. Powoli wstałem, natychmiast zostałem dostrzeżony, ale sarna nie reagowała. Również dźwięk migawki aparatu jej nie spłoszył. Jednak, jak zauważyłem spokój i cierpliwość zwierząt w końcu się wyczerpuje.
Tak było też i tym razem. Po ok. 2 minutach sarna zerwała się do biegu i uciekła.

Być może powinienem przewrotnie zamieścić to zdjęcie w lipcu, kiedy będą męczyć nas upały. Pejzaż jest co prawda zimowy, ale ma w sobie specyficzne ciepło, a dzięki brązowym liściom kojarzy się trochę z jesienią. Zdjęcie zostało wykonane w okolicach Olsztyna, w miejscu, gdzie pokrywa śniegu była niezwykle delikatna.

Ten maluch znalazł się w moim polu widzenia w okolicy całkowicie nieprzyrodniczej, w zaroślach otaczających lotnisko Chopina w Warszawie. Zdawał się nie przejmować hałasem startujących samolotów, ogólnie sprawiał wrażenie bardzo spokojnego, dał się dość blisko podejść.

Tej zimy udało się doświadczyć śniegu w okolicach, gdzie mieszkam – pierwszy raz od 3 lat. Wyczekiwałem momentu, gdy będzie słonecznie, bo liczyłem na ciekawe kontrasty w lesie. Po kilkugodzinnym wypadzie zacząłem przeglądać zdjęcia. To od razu mi się spodobało, jest w nim spokój i przestrzeń. Zamiana profilu na czarno-biały jeszcze bardziej uspokoiła klimat i pozwoliła skupić się na specyfice zimowego pejzażu.

Prawda znana każdemu, kto chce mieć ciekawe światło – najłatwiej o nie o poranku. Jest to na tyle powszechna wiedza, że porannych zdjęć jest naprawdę mnóstwo, przez co teoretycznie stają się pospolite. Ja jednak nadal je lubię. Lubię też rytuał porannego wyjścia. Zawsze jest to poświęcenie. Latem dlatego, że wstać trzeba naprawdę wcześnie, o 5-ej jest już jasno. Zimą można spać dłużej, za to po wyjściu uderza ziąb.
Tak też było w tej sytuacji – są to okolice wsi Czerwonka k. Węgrowa (Mazowsze), styczeń. Pierwsze naprawdę lodowate dni tej zimy. Zrobiłem wtedy sporo zdjęć, te uważam za najbardziej udane.