Jest niewiele miejsc, w których bardziej chciałbym się znaleźć w środku maja ok. 5 rano. Oto kampinoska łąka, kilkanaście minut przed momentem przekroczenia przez Słońce linii horyzontu. Mieliśmy – bo byłem w tym miejscu w świetnym towarzystwie Marcina i Pawła – szczęście, bo zdarzyło się współwystąpienie pięknego miedzianego światła świtu, interesującego nieba i mgły.
Takie chwile nie trwają długo, słońce podnosi się kilka stopni nad horyzont i wszystko zaczyna wyglądać zupełnie zwyczajnie. Ale dzięki tym kilkunastu minutom leśnego misterium (bo oczywiście drzewa są na tym zdjęciu najważniejsze) wiem, po co wstałem o 2-ej w nocy.