Wspomniałem wcześniej, że do Norwegii wjechaliśmy ze Szwecji leśną drogą. Camping nad jeziorem Setten powitał nas spartańskimi warunkami i mżawką. Rozbiłem namiot, w którym miała spać moja żona. Sam przygotowałem do spania samochód – naszego dzielnego, niezawodnego, choć niemłodego VW Multivana. Tymczasem przestało padać, a niebo zaczęło się popisywać późnym zachodem słońca i rozedrganym światłem. To był jeden z tych momentów, gdy myślałem o tym, że szkoda czasu na sen.
Ruszyłem na spacer wokół jeziora. Teren był trudny, ścieżka śliska, upadłem z aparatem na statywie opartym na ramieniu. Podeszczowa mgła w pewnym momencie rozpłynęła się. Była godzina 23.30 lokalnego czasu, połowa lipca, gdy usiadłem z kubkiem wina na brzegu jeziora. Siedziałem jeszcze bardzo długo, cały czas robiąc zdjęcia.