Mity wg mnie – cz. V

Mit 5  (ostatni, o którym chcę napisać) – obróbka na komputerze to naganny sposób fałszowania. To również powszechne nieporozumienie. Pomijając wspomnianą wcześniej obróbkę RAW-ów jako finalny etap twórczej interpretacji chciałem zapytać: jak myślicie, po co aparaty mają rozdzielczość 12, 20 albo 40 MPx? Do wydrukowania dobrej jakości odbitki sporych rozmiarów,  nie mówiąc już o wysokiej jakości obrazie na ekranie komputera  – zupełnie wystarczy 6 MPx. Większa rozdzielczość daje nam możliwość skutecznego kadrowania, czyli wycięcia z nawet nieidealnie skomponowanego obrazu jego esencji – idealnie ułożonego kadru.
Ja dość standardowo komponuję swoje zdjęcia wybierając 30-40 procent pierwotnego kadru. O ile tylko obiektyw podołał i narysował precyzyjny obraz, daje to możliwość spokojnego przemyślenia kadru i nadania mu możliwie najlepszej formy. Dotyczy to zwłaszcza fotografii zwierząt, które zazwyczaj są nieco za daleko.
Wiem, że są puryści, którzy uważają, że zdjęcie powinno być idealnie skomponowane już na etapie jego wykonywania. Szanuję takie podejście i staram się je stosować przy fotografii pejzażowej. Jednak nie uważam, żeby było jedynym możliwym, ponieważ kluczowym celem jest uzyskanie pięknego kadru. Dlatego pracę kompozycyjną na komputerze uważam nie tylko za dozwoloną, ale nawet pożądaną. I za jedyne fałszowanie uważam wklejanie do kadru elementów pierwotnie w nim nieobecnych (o ile naszym celem nie jest intencjonalny i jawnie deklarowany collage).
Wspominany przeze mnie mit 5 technicznie wiąże się z innym często słyszanym przeze poglądem, że genialne i bardzo szczegółowe zdjęcia zwierząt i ptaków powstały z użyciem jakichś obiektywów o nieprawdopodobnie długich ogniskowych.
Oczywiście takie szkła niebywale pomagają i prawdę mówiąc bez świetnej jakości obiektywu 300 mm albo przyzwoitej 500 mm chyba nie sposób pominąć ujemnego efektu, jaki powoduje odległość od ssaka albo ptaka. Ale tu kolejny raz trzeba sprostować – te naj-najlepsze, niemal portretowe zdjęcia powstały dlatego, że fotograf był blisko fotografowanego zwierzęcia. Albo je mistrzowsko podszedł albo trafił na nie przypadkiem i błyskawicznie zareagował albo ukrył się w świetnie dobranym miejscu, w którym spędził wiele godzin (albo dni), aż zwierzę samo się zbliżyło.
Załączone zdjęcie to ten drugi przypadek – bocian przeleciał bardzo blisko mnie, ja szybko zareagowałem. Zdjęcie nie wymagało żadnego kadrowania. Nie ma w nim nic wyjątkowego, ale lubię ja za szczegółowość i ujęcie bociana we wzorcowy moim zdaniem sposób.
Mój IG https://www.instagram.com/witoldwerner/  Powrót do galerii http://www.witoldwerner.pl