Aby sfotografować tę samicę, trzeba się było trochę wysilić. Dostrzeżona z szosy była bardzo daleko i konieczne było podejście ok. 200 m w trawie do pasa. Zniekształcone sylwetki mnie i kolegi Grzegorza dłuższy czas nie budziły jej niepokoju – musieliśmy dla niej wyglądać jak przesuwające się matrioszki, nie było widać naszych nóg. W końcu zaczęła zdradzać pewne objawy zdenerwowania, zwłaszcza, że jak okazało się, miała pod opieką łoszaka. Wówczas zatrzymaliśmy się i zrobiliśmy serię zdjęć.