Od dawna usiłuję zrozumieć, co wpływa na decyzję o tym, że zdjęcie będzie czarno-białe. Jak wiemy, obecnie rozstrzygnięcie to zapada na etapie postprodukcji.
30 lat temu poruszałem się wyłącznie w fotografii czarno-białej. Były to czasy analogowe, w warunkach domowych praca w kolorze była skrajnie trudna. Nawet jeśli wywołanie negatywu było wykonywane w wyspecjalizowanym laboratorium, wykonanie odbitek wciąż było skomplikowane. Praca z czarno-białym negatywem była względnie prosta, w procesie robienia odbitek można było mówić o pewnej kontroli. Zwolennikom koloru mówiło się, że Cartier-Bresson i Salgado też robili w B&W.
Z nastaniem fotografii cyfrowej pytanie straciło sens. Wiadomo, że kolor komunikuje więcej. Chyba że… nie ma żadnego dobrego pomysłu na jego wykorzystanie, a zdjęcie w oczywisty sposób coś przekazuje i opowiada.
Tak było z powyższą fotografią. Uważam, że nie trzeba jej tłumaczyć, może poza jednym, że chłopcy mówili, że woda jest bardzo zimna. Próbowałem wszystkiego – temperatury, jasności, nasycenia etc. Gasiłem kolory i je podkręcałem, testowałem kontrast i przejrzystość.
Wreszcie przeszedłem w czerń i biel i efekt mi się spodobał. Po prostu czasem kolor przeszkadza, właśnie wtedy, gdy jest nienadzwyczajny, a skoro nie da się z niego zrobić atutu, lepiej się go pozbyć i uwierzyć, że widz sam podejmie właściwe decyzje interpretacyjne.