Nie jestem zbytnim szczęściarzem jeśli chodzi o napotykanie dzikich zwierząt i łoś jest tu niemal ucieleśnieniem mojego umiarkowanego szczęścia. Czyli: z dość daleka widziałem i fotografowałem je kilkukrotnie, tak bliskie spotkanie jak to powyżej przydarzyło mi się pierwszy raz w Biebrzańskim P. N. Było to spotkanie dla mnie dość intymne, nie dość że łosza pozwoliła się obserwować z dość bliska, to jeszcze nasze wzajemnie przyglądanie się sobie trwało naprawdę długo. W tym czasie ona dość swobodnie i niespiesznie przechadzała się, skubała gałązki albo po prostu rozmyślała.
W zasadzie to ja wszystko popsułem – niechcący oczywiście. Uznawszy, że czas ruszać dalej bezwiednie zaszedłem ją z drugiej strony – tak akurat prowadziła leśna droga. No i wykonałem w jej kierunku kilka kroków za dużo. Położywszy uszy dała sygnał, że jest zdenerwowana, więc wycofałem się.