Kto rozróżni

O fotografii,
Kilka miesięcy temu na jednym z portali przeczytałem artykuł, w którym zamieszczono wyniki ankiety dotyczącej najlepszych i najgorszych zawodów na świecie. Fotografia stała, o ile pamiętam, na szczycie listy zawodów najgorszych. Zarabianie na fotografii, zwłaszcza gdy ma się ambicje, jest trudne, eksploatacja adeptów – czasem po prostu nieprzyzwoita. Na forach fotograficznych nierzadko z oburzeniem omawia się oferty, gdy ktoś proponuje fotografowi pracę (np. sesję portretową), jedynym wynagrodzeniem za którą ma być rozbudowa swojego portfolio.
Trudno się dziwić. Pretendentów są tysiące. Wybrańców – co najwyżej setki. Wybrańców, czyli osób, które na fotografowaniu zarabiają. Większość z nich to rzemieślnicy zajmujący się fotografią ślubną – niczego nikomu nie ujmując, sam też przez jakiś czas zarabiałem w ten sposób. Tych naprawdę wielkich, którzy tworzą fotografię artystyczną i jeszcze im za to ktoś płaci, którzy są opłacani przez redakcje prasowe, którzy sprzedają albumy ze zdjęciami przyrody – jest naprawdę niewielu. W tej branży popyt po prostu nie jest zbyt duży – zastanów się Czytelniku, kiedy ostatnio kupiłeś album fotograficzny. Przebić się jest niezwykle trudno, a zrobić z fotografii główne źródło utrzymania jeszcze trudniej.
Tymczasem kariera w fotografii wydaje się niezwykle sugestywna. Chodząc na wystawy czy oglądając świetne zdjęcia reporterskie wielu osobom może się wydawać, że robienie dobrych a nawet wybitnych zdjęć jest łatwe, a w każdym razie jest to kwestia szczęścia. Zapewne nikomu nie przyjdzie do głowy, że bez geniuszu da się namalować portret jak Da Vinci. Jednak zrobienie równie efektownego portretu jak te, które są dziełem Annie Leibovitz, wieloznacznego zdjęcia miejskiego jak te autorstwa Henri  Cartier-Bressona czy zdjęć przyrody równie fascynujących jak te, które publikował National Geographic – wydaje się być w zasięgu umiejętności. To oczywiście miły mit.
Tu trzeba uczciwie dodać, że średni poziom fotografii znacznie się podniósł, przynajmniej na niektórych polach. Wynika to z tego, że od kilkunastu lat niemal każdy ma pod ręką aparat fotograficzny zamontowany w smartfonie. Ogromnie zatem wzrosły statystyczne szanse na to, że ktoś nie zajmujący się fotografią zawodowo zrobi niezłe zdjęcie na wakacjach czy na ulicy. Serwisy społecznościowe zawierają ogrom zdjęć niezwykle czasem miłych dla oka. To wielki postęp w porównaniu z nudą wielu znanych mi albumów zdjęć z czasów przed fotografią cyfrową. Można powiedzieć, że masowość fotografii cyfrowej ujawniła możliwości osób, które wcześniej o robieniu zdjęć po prostu nie myślały. Choć oczywiście wprawnemu widzowi odróżnienie fotografii całkowicie i rażąco amatorskiej od tej lepszej zajmie ułamek sekundy. Wystarczy dojrzeć podstawowe defekty – kompozycji, prześwietleń i niedoświetleń – od  razu widać.
Najczęściej są to szerokie plany i zdjęcia nie wymagające szybkości działania. Najlepsza nawet komórka ustępuje bardziej zaawansowanemu sprzętowi pod względem szybkości działania (choć to się coraz bardziej zmienia) i możliwości uzyskania silnego dobrej jakości zbliżenia, niemożliwego bez wykorzystania teleobiektywu albo silnie przybliżającego zooma.
Ale nawet pod tym względem fotografia się demokratyzuje. Sprzęt zaawansowany w ciągu ostatnich lat nieco staniał, my zaś staliśmy się bardziej zamożni. No i na rynku pojawiło się mnóstwo sprzętu używanego. Nie mam wątpliwości, że od kiedy na rynku są lustrzanki cyfrowe, widzę ich na ulicach i w lasach znacznie więcej. Kiedyś były sprzętem dostępnym dla nielicznych.
Tym niemniej trzeba się pogodzić, że ta szlachetna dziedzina jest to najczęściej hobby. Nawet pomimo korzystnych zmian na rynku – hobby dość kosztowne. Znając swoje aspiracje (przeciętne), a jednocześnie bardzo chcąc realizować marzenia, musiałem na swój sprzęt (jest to przyzwoity sprzęt z drugiej ręki) wydać dwie porządne pensje. To więcej niż musiałbym wydać na jakikolwiek komplet sprzętu sportowego czy turystycznego.
Co z tego mam? To właściwie nieważne. Po prostu z kilkadziesiąt razy w roku wybieram się w jakieś miejsce i wracam z – jak to sam nazywam – urobkiem w postaci kilkudziesięciu, czasem kilkuset zdjęć. Po brutalnej – tu naprawdę nie ma miejsca na litość – selekcji pozostaje kilka, które poddaję dalszej obróbce.
Obróbka jest ważna. Nawet ten mój tzw. zaawansowany sprzęt amatorski robi kadry, które warto trochę uszlachetnić. Nie chodzi tu oczywiście o żadne fałszowanie rzeczywistości,  a jedynie o dobrze prezentujące się jej oddanie. Dlatego obróbkę trzeba robić jak najszybciej, póki pamiętam, jak wyglądały miejsca, które odwiedziłem i co je charakteryzowało. I tylko temu ma służyć obróbka. Warto się jej nauczyć, istnieje sporo programów, które to pozwalają zrobić (oczywiście mam swojego ulubieńca). A zająć trzeba się przynajmniej kilkoma parametrami – jasnością cieni i jasnością ogólnie, nasyceniem i temperaturą kolorów, kontrastem.
Więc jeszcze raz – co z tego mam? Głównie satysfakcję. I nie chodzi tylko o to, że widzę na ekranie ładne obrazy. Wielokrotnie udało mi się utrwalić coś względnie rzadkiego.